Dzień dobry
Mijający rok był dla mnie wyjątkowo łaskawy, albowiem mam za sobą bodajże kilkadziesiąt wypraw zmierzających do spotkania Jej Wysokości Troci. Każda wyprawa to multum wspomnień, które nawet teraz stadami przemykają przez myśl cichutko lub w galopie na podobieństwo sztormu...
Zdarzyło się łowić w Zatoce Gdańskiej i na otwartym morzu, podczas ciszy i we wzburzonej wodzie, w mętnej i kryształowej toni.
Było mi dane podziwiać wschody słońca i cieszyć oczy księżycem, zdarzały się latające owady w listopadzie i świeże kwiaty w październiku albo inne spotkania z dzikiem na plaży.
Ze wszystkich zrobionych w ubiegającym roku zdjęć najwięcej zajmuje morze. Owszem, jest kilka wiążących się z jakimś wspomnieniem czy inną refleksją...
...albo kuriozalnych, jak to kamienne dupsko...
Jednak morze jest najważniejsze. Morze cierpliwe jest, nie szuka poklasku. Morze darzy pięknymi snami i nadzieją nieustającą lub zwątpieniem. Zależy na kogo trafi.
No właśnie. Dla mnie było łaskawe, jeśli chodzi o wspomnienia.
A z rybami? Nieco gorzej...
Od końca września nie miałem przyjemności zaliczyć ni walnięcia. Jedyny widok troci zawdzięczam koledze, któren to był złowił tęże niemalże pod bokiem mym. Dzięki, Bodzio - szczęście szczęściem - ale łowić to trzeba umić...
Takiej chorej i wielkiej przez smutek nie liczę...
Z uśmiechem patrzę w przyszłość, wspominając moją małą historię.
Niczego nie żałuję, żadnej nad wodą chwili.
Tylu wypraw, ile sobie wymarzycie.
Odrobiny dystansu do siebie i pokory wobec wody. Lub odwrotnie.
I ryby życia.
Do zobaczenia nad wodą...